Życie po końcu życia

Magdalena Nowicka-Franczak

 

„Obecna” – krótki tytuł, który nadały wyborowi prozy i wierszy Irit Amiel redaktorki tomu, Anita Jarzyna, Agnieszka Piśkiewicz-Bornstein i Marta Tomczok – przecina powietrze jak wypuszczona z napiętej cięciwy strzała. Jest zarazem analizą literacką, przewrotną diagnozą społecznej świadomości i apelem do żyjących.

Po pierwsze, obecność pierwszoplanowej narratorki w wielu tekstach Amiel działa niczym symbol pamięci. Narratorka zaświadcza swoim byciem w opowieści, że to, o czym pisze, jest prawdziwym zapisem pamięci. Po drugie, obecność Irit Amiel w kanonie literatury holokaustowej pozostaje nieoczywista. Z jednej strony, mimo późnego debiutu została doceniona przez krytyków i środowisko osób piszących o Zagładzie, dwukrotnie była nominowana do Nagrody Literackiej Nike, przyjeżdżała do Polski i spotykała się z czytelnikami. Z drugiej, jej nazwisko nie jest wymieniane jednym tchem z nazwiskami Hanny Krall, Zuzanny Ginczanki czy Henryka Grynberga. Tytuł „Obecna” jest więc, po trzecie, apelem, żeby pamiętać o zmarłej w 2021 roku Amiel, ocalałej z Zagłady, i zwłaszcza o tych, których ona próbowała ocalić od zapomnienia. 

Graniczne doświadczenie życia w getcie, przetrwanie kosztem strachu i cierpienia, a następnie emigracja daleko od rodzinnej Polski łączy Amiel z Chavą Rosenfarb. O dekadę młodsza częstochowianka, urodzona jako Irena Librowicz, staraniami rodziców została wyprowadzona z tamtejszego getta i zdana na łaskę obcych ludzi. W mikroopowiadaniu „Kartka z pamiętnika” z tomu „Osmaleni” pożegnała się z pierwszym życiem: „Dzieciństwo, berecik, szalik, moja śliczna mama i mój ukochany łysy tatuś, wszystko to pozostało na zawsze po tamtej stronie. Miałam wtedy jedenaście lat i od tej chwili nie czuję się już w życiu jak w domu”. Utraciwszy w Zagładzie najbliższych, w 1947 roku przedostała się w dramatycznych okolicznościach do Palestyny. Została uchodźczynią, pionierką w kibucu, żoną i matką, a wreszcie poetką i pisarką, debiutując w siódmej dekadzie życia. W każdej z tych ról Librowicz, a po mężu Amiel, wybierała życie, a nie śmierć. Zafascynowana wielokulturowością rodzącego się państwa Izrael nie chciała rozdrapywać wojennych ran. Nowy początek okazał się jednak możliwy dopiero wtedy, kiedy zaakceptuje się to, iż śmierć jest nie tylko częścią życia, ale jego stałym kontrapunktem. 


„Jeśli po Zagładzie ma być jakieś życie, to musi ono jakoś dogadać się z Wielką Śmiercią. Nie tylko ustąpić śmierci sporo miejsca, lecz także uznać, że jedynie śmierć, ta wielka, wielomilionowa, może użyczyć sensu życiu” – pisze Przemysław Czapliński w tekście krytycznym włączonym do zbioru „Obecna”.

Wielka Śmierć nadaje, a może narzuca sens życiu tych, których Amiel nazywa „osmalonymi”. Tak tytułuje tom opowiadań, wydany w 1999 roku, który otwiera „Obecną”. Osmaleni przeżyli, ale nie potrafią zapomnieć, jak mało brakowało, żeby i oni dołączyli do świata duchów, do którego zostali brutalnie porwani ich najbliżsi. Dlatego osmaleni przechodzą przez życie z twarzą zwróconą ku krainie duchów. W życiu realnym, doczesnym, przyziemnym nie są obecni w pełni. Czapliński nazywa ich, bardzo trafnie, „skazanymi przez Ocalenie”. Życie się ich nie trzyma, a oni rezygnują z pościgu za nim. 

W opowiadaniu „Linka” Amiel wspomina osiemnastoletnią dziewczynę, która tuż po zakończeniu wojny, w obozie dla dipisów, popełniła samobójstwo. „Linka bardzo wcześnie zrozumiała, że po tym, co się stało, nie będzie można dalej żyć. Zrozumiała to dużo wcześniej niż inni, mądrzejsi i starsi od niej (Borowski, Celan, Primo Levi, Wojdowski, Kosiński), i bez zwłoki popełniła samobójstwo” – pisze Amiel i przez chwilę jest znowu czternastolatką, która na radykalny gest nieco tylko starszej dziewczyny spogląda z mieszaniną strachu i podziwu. Kiedy wraca ze swoich wspomnień, przyznaje: „Wówczas podziwiałam jej odwagę w wyborze śmierci, dziś zdaję sobie sprawę, że trzeba było o całe niebo większej odwagi, aby wybrać życie”. Tacy są bohaterowi Amiel – wybierają życie, ale cień Wielkiej Śmierci nie odstępuje ich na krok. Czasem doścignie ich pod koniec drogi i nie odpuści im ostatnich lat. Czasem przybierze postać młodej Niemki, która nie jest niczemu winna, ale cień Wielkiej Śmierci nie pozwala nie widzieć w niej oprawcy. Czasem ma zapomnianą twarz matki, która oddając dziecko na przechowanie innym ludziom po to, by przeżyło, wypaliła mu serce.  

Do losów osmalonych Amiel wraca w tomie „Podwójny krajobraz”, który również znajdziemy w „Obecnej”. Zakończeniu wojny przyglądamy się wraz z Fanią, alter ago pisarki, nastolatką, która w Zagładzie straciła najbliższych, a teraz patrzy w puste oczy tych, którzy przeżyli: „Dopiero teraz zaczynają zdawać sobie sprawę, że choć przedtem wszyscy byli skazani na śmierć, to teraz skazano na życie tylko tych, co się jej wymigali”. Odroczonej żałoby Fania doświadczy później, w Izraelu. Będzie cieszyć oczy zachodem słońca, zapachem kwitnących krzewów i śpiewem ptaków. Nagle zapłacze. „Chyba wówczas po raz pierwszy pojęła, że ani jej mama, ani jej tata nigdy już nie poczują, nie usłyszą i nie zobaczą nic z urody tego świata. Może była wtedy w takim stanie, że mogła odłożyć na chwilę na bok swoje okaleczone ego i pomyśleć wyłącznie o nich. Bo nie tylko ona straciła ich. To oni stracili życie i ją, i świat”.

Spotykam się czasem z głosami zniecierpliwienia literaturą holokaustową. Że jest jej za dużo, że ludzie nie chcą żyć przeszłością i mają swoje źródła cierpień, inne niż faszyzm i wojna. Ci sami ludzie w literaturze psychologicznej i poradnikach szukają odpowiedzi na swoje problemy. A gdyby zamiast do pastelowego poradnika, o tym, jak odpuścić sobie i cieszyć się życiem, sięgnąć do prozy i poezji Amiel? Niewiele w nich drastycznych scen obozowych, a mimo to uderzają w najczulsze nuty. Doskonale ustawiają proporcję między cierpieniem a umartwianiem się. Pozwalają docenić życie i czas, który nam dano. Uczulają, by zachwycać się światem, niesłusznie dziś zdyskontowanym jako zwyczajne tło codziennych zawodów o puchar największego wyrobnika i największego przegrywa. Uczą życia nieidealnego, ale lepszego niż jego brak. 
Piotr Kilanowski w jednym z tekstów krytycznych włączonych do Obecnej zastanawia się nad tym, jaką pisarką byłaby Irena Librowicz, gdyby nie doszło do Zagłady. Twierdzi, że byłaby piewczynią siły życia. Porządkując wraz z córką Amiel, Ditą, archiwum zmarłej pisarki, Agnieszka Piśkiewicz-Bornstein znalazła zapisaną na karteczce myśl Stanisława Jerzego Leca: „Niełatwo jest żyć po śmierci. Czasem trzeba na to stracić całe życie”. Librowicz-Amiel udało się przy tym najważniejsze – tracąc jedno życie, nie stracić samej siebie. 

Więcej tekstów Magdaleny Nowickiej-Franczak TUTAJ